Przyjaźń niszczy seks
Seks niszczy przyjaźń. To odpowiedź, jaką kobieta udziela mężczyźnie, gdy nie ma na niego ochoty lub wciąż ma większą ochotę na swojego faceta. To odpowiedź, jaką mężczyzna udziela kobiecie, gdy jest prawiczkiem i się boi, impotentem i już nie może lub w subtelny sposób chce dać panience do zrozumienia, że jest zwyczajnie brzydka i swoją urodą nie kwalifikuje się nawet do jednorazowego numerka.
Kwestia przyjaźni damsko-męskiej opiera się na głębokim przekonaniu, że jak się ludzie ze sobą bzykną, to się skończą. Nie rozumieją, że świadczy to tylko o ich fałszywości i głupocie, a że z założenia tego wychodzi większość moich znajomych, mam cichą nadzieją, że nie przeczytają tego felietonu, bo będę miał przerąbane.
Szczerość. To jedno piękne słowo jest koronnym argumentem przeciwko kontaktom cielesnym z przyjaciółmi. Bo nie zawsze partnerom mówimy to, co przyjaciołom. Bo są pewne sprawy, które omawia się z zaufanymi ludźmi, bo gdy jest się z kimś w bliskich relacjach, to wtedy… No właśnie. Co wtedy? Przyznaję, że nigdy nie rozumiałem tych mądrości, że im bliżej się z kimś jest, tym gorzej dla zaufania. Być może jestem zwyczajnie zbyt głupi, aby pojąć, dlaczego ludzie twierdzą, że prędzej wyspowiadają się z tajemnic przy kawce w kawiarni niż partnerowi w łóżku?
Podobno prawdziwa przyjaźń może być tylko wtedy, kiedy żadna ze stron nie ma ochoty na drugą. W naszym przypadku warunek ten jest relatywnie łatwy do spełnienia. Wystarczy, że ona jest gruba, ma małe cycki albo nie bierze do buzi. Kobiety mają trudniej, bo mniejszą wagę przykładają do wyglądu i tzw. prawdziwych przyjaciół muszą sobie szukać wśród gejów, księży i psychoterapeutów.
Teoria, że relacje są najszczersze, kiedy nie ma mowy o seksie ma jakiś sens, bo teoretycznie mniej skorzy do otwartości jesteśmy wtedy, kiedy chcemy laskę zaliczyć i nierzadko potrafimy się zmusić nawet do komplementów, byle tylko po skończonym spotkaniu zadała sakramentalne pytanie „wejdziesz na górę?”. Ale to tylko teoria, bo w codziennych relacjach ze znajomymi nie stajemy nieustannie przed wyborem „być czy nie być szczerym” wobec kogoś. Albo tacy jesteśmy albo nie. Albo jesteśmy fałszywi i kłamstwo przychodzi nam z łatwością albo mamy wystarczająco dużo oleju w głowie, by wiedzieć, że nawet największa przyjacielska szczerość… też może zaprowadzić nas do jej łóżka. O ile oboje nie jesteście pasztetami. Dlaczego zatem związek nie może być kolejnym etapem, pogłębieniem lub zwieńczeniem przyjaźni? Skąd przekonanie, że tam, gdzie zaczyna się seks, kończy się szczerość?
Ano zapewne stąd, że osoby, które wierzą w niszczycielską moc intymnych relacji, wykazują, że ich pojmowanie szczerości jest upośledzone, a one są zdolne do budowania wyłącznie toksycznych więzi. Do większości zdrad nie dochodziłoby, gdyby partnerzy szczerze rozmawiali o swoich potrzebach, nie tylko seksualnych. Nie byłoby nienawiści po skończonych związkach, gdyby wcześniej nie tłumili problemów. Jeśli chcesz przekonać się, jak chore jest rozumowanie, że szczerość w związkach powinna być ograniczona, spójrz na swoją kobietę i pomyśl, że ona ma kogoś, komu, za twoimi plecami, opowiada o swoich tajemnicach. Wiesz, laski tak mają, że bardzo często szukają sobie oparcia w facetach. Miej na względzie, że tacy goście są zazwyczaj ich poprzednimi albo następnymi partnerami. W kwestii zaufania jesteś o poziom niżej od jakiegoś fagasa, któremu w pewnych sprawach ufa bardziej niż tobie. Już łapiesz, do czego zmierzam? Pomyśl, że twoja kobieta zwierza mu się ze swoich sekretów i problemów, bo ty nie jesteś dla niej autorytetem. Bo jesteś zbyt głupi, zbyt prosty, a może nawet zbyt dziecinny, by polegać na twojej życiowej mądrości. A teraz spójrz w lustro i sam sobie odpowiedz: jak się z tym czujesz? Bo jeśli wciąż wszystko jest w porządku, to zastanawiam się, co jest mniejsze: twój mózg czy twoja męskość? Co z ciebie za mężczyzna, jeśli szczytem możliwości i ambicji jest dzielić całe życie z kimś, kto nie widzi powodu, by całe życie dzielić z tobą?
Dlatego kiedy słyszę od kobiety, że w związkach szczerość powinna być ograniczona, tracę nią zainteresowanie, bo nie ma nic gorszego, jak być z kimś, kto już na wstępie zakłada, że to będzie toksyczny związek z sekrecikami i niedopowiedzeniami. To nie dla mnie. Podobnie zresztą nie kręcą mnie przyjaciółki. Przede wszystkim dlatego, że większość z nich to moje byłe. Zawsze, kiedy mówię, że utrzymuję z nimi kontakt i ogólnie rzecz biorąc – ciągle świetnie się dogaduję, budzę zdziwienie. No jak to możliwe, że mam wciąż z nimi znakomite relacje? Ano możliwe, gdy związki nie są oparte tylko na seksie, a gdy się kończą, zostaje to, co najpiękniejsze: wzajemny szacunek i sympatia. Poza nimi mam jeszcze kilka bliskich znajomych, ale jakoś nie potrafiłbym bzyknąć kobiety, która wcześniej zwierzała mi się, jaki jest jej facet, co może, jakiego ma, ile potrafi, ile razy i gdzie to robili oraz w jakich pozycjach. Pójście z taką do łóżka byłoby równie sensowne, jak czytanie książki po przeczytaniu jej szczegółowego streszczenia. No też można, ale przyjemność jakby mniejsza i to wystarczający powód, aby wychodzić z jakże pesymistycznego założenia, że seks wcale nie niszczy przyjaźni.
To przyjaźń niszczy seks.